To niesamowite, że istnieje takie
lekarstwo nie tylko na nudę, ale też smutek czy chandrę, które potrafi bardzo
szybko przenieść Cię do innego wymiaru. Do świata, który fascynuje i pochłania.
Ja mam tak za każdym razem, kiedy sięgam po książkę.
Dziwne?
Cóż,
w erze tabletów, e-booków, wirtualnego świata, namnażających się produkcji
filmowych już nie raz spotkałam się ze zdziwieniem, a w niektórych przypadkach
nawet przerażeniem, kiedy rozmówca dowiadywał się o tym, że pełnię spokoju
osiągam w momencie, kiedy w ciszy siadam z najprawdziwszą, materialną,
papierową książką. Może i jestem dziwna, ale dla mnie e-book to nie to samo.
Prawdziwa książka ma w sobie to „coś”. Coś, co mnie uspakaja, daje radość. Może
to przez sentyment?
Nie
ukrywam, że większa część mojego dzieciństwa naznaczona była przez książki.
Sama je czytam, od kiedy tylko nauczyłam się tej jakże ważnej w życiu każdego
Ziemianina sztuki. Niegdyś pochłaniałam książki w bardzo szybkim tempie.
Najpierw były to przygodówki – jak na ucznia podstawówki przystało. W gimnazjum
– fantastyka połączona z romansem. I ten romans już pozostał. Lubię sięgać po
różne gatunki, aczkolwiek na tak zwane „odmóżdżenie” romans jest zdecydowanie
moim number one.
Niestety
po gimnazjum nadszedł dla mnie trudny i bardzo wymagający czas liceum. Mnóstwo
nauki nie pozwalało na zbyt wiele. Aż wstyd się przyznać, ale większość
pozycji, które przeczytałam w trakcie tego etapu stanowiły wyłącznie lektury
szkolne. Naprawdę – ogromnie mi z tego powodu wstyd! Ale czasu nie cofnę.
Jednak
jest jeszcze dla mnie nadzieja.
Otóż
któregoś dnia poczułam w sobie nagłą potrzebę tego mojego „odmóżdżenia” i
zaczęłam grzebać w internetach,
poszukując czegoś odpowiedniego na mój „problem”. Po przejrzeniu kilku recenzji
przeszłam na stronę jednego z popularnych sklepów internetowych. Tam
przeczytałam dostępny za darmo pierwszy rozdział owej książki. I co? Cóż… Tak
mnie zainteresowała, że postanowiłam tę książkę zakupić. Pojawił się jednak
problem. Albowiem po kilku dodrukach, pozycja ta była niedostępna w żadnej ze
znanych mi księgarni. Z pomocą przyszedł mi dopiero serwis aukcyjny, ale ja –
jak ten poszukiwacz okazji – stwierdziłam, że czterdzieści złotych plus
przesyłka za romansidło to może być zawyżona cena. I tak oto skończyłam z
ciężką paczką od kuriera, w której mieściło się siedem książek tej samej
autorki – można powiedzieć, że to taka seria, choć nie do końca. Początkowo
byłam na siebie zła. Myślałam: Boże,
dziewczyno, coś ty zrobiła? Odbiło ci? Kupiłaś całą serię, a nawet nie wiesz,
czy ci się to spodoba! Jednak moje
wątpliwości zostały rozwiane niewiarygodnie szybko.
Dzień,
w którym otrzymałam paczkę był moim dniem wolnym – było to tuż przed Bożym
Narodzeniem. Tak więc po wstępnych porządkach, po godzinie siedemnastej
wskoczyłam do łóżka i zaczęłam czytać. I to było…niesamowite. Książka nie tyle
mnie wciągnęła, co doszczętnie pochłonęła! Nie istniało nic więcej, tylko ta
historia. Nie potrafiłam się oderwać. Z czasem oczy zaczęły mi się zamykać, ale
się nie poddawałam. Nie potrafiłam odłożyć książki. To było jak…nałóg? Powieść
odłożyłam dopiero wczesnym rankiem – wtedy, kiedy przeczytałam ją całą.
Kolejnego dnia znów działo się to samo. Drugą część skończyłam o drugiej nad
ranem. Trzeciego dnia była Wigilia. Rano miejsce miały przygotowania, potem
kolacja, prezenty, rodzina… Wykończona położyłam się szybko spać. I wiesz co?
Poczułam się okropnie. Poczułam się winna, że nawet nie zajrzałam do trzeciej
części cyklu. Naprawdę. Z samego rana, gdy tylko się obudziłam, chwyciłam za
książkę. Od razu było mi lepiej.
Ktoś
może pomyśleć, że jestem wariatką. Ale ja po prostu dawno nie czułam się tak
wspaniale! Odnalazłam zagubioną cząstkę siebie. Na nowo odkryłam chęć
pochłaniania książek w zatrważającym dla przeciętnego zjadacza chleba tempie!
Znajomy mi powiedział, żebym dała sobie spokój i poczekała, aż nakręcą film na
podstawie książki – wiem, że już się nie dogadamy. Nie zrozum mnie źle. To nie
jest tak, że nie oglądam czy też nie przepadam specjalnie za oglądaniem filmów.
Wręcz przeciwnie – uwielbiam dobre, przystępne kino. Po prostu jeśli film
został nakręcony na podstawie książki, ja zawsze wybiorę książkę (chyba, że
mówimy o lekturze szkolnej – wtedy się poważnie zastanowię). Nie raz i nie dwa
oglądałam ekranizacje oraz adaptacje. I zawsze byłam zawiedziona. Bo kiedy
czytasz, tworzysz sobie obrazy na swój własny sposób; każdą sytuację
odczytujesz na swój sposób. Oglądając potem film, myślisz: Ej, przecież to nie tak powinno wyglądać! A gdzie ta świetna scena?
Przecież była najistotniejsza! I tak
oglądasz, kręcąc z rozdrażnieniem głową. Nie pokazali tego tak, jak to sobie
wyobrażałeś. A emocje… Emocje nieporównywalnie lepiej są ukazywane w książce,
przez pisarza. Papierowy przeżytek vs szklane pudełko 1:0.
Ta
radość z czytania znów zagościła w moim życiu. I to nie jest czcze gadanie.
Czytanie daje wiele. Nie tylko poszerza horyzonty czy pogłębia wiedzę – to
zależy od tego, jaką pozycję wybierzesz. Czytanie daje radość, ukojenie,
wyciszenie. Ale przede wszystkim działa niezwykle pobudzająco na wyobraźnię.
Kiedyś
ktoś bardzo mądry powiedział, że dom bez
książki jest jak plaża bez słońca.
Od tamtej pory nie
szczędzę pieniędzy na książki, bo wiem, że to dobra inwestycja. Inwestycja w
samą siebie.
Abrazos,
Loba