poniedziałek, 1 lutego 2016

Adicto a los libros

            To niesamowite, że istnieje takie lekarstwo nie tylko na nudę, ale też smutek czy chandrę, które potrafi bardzo szybko przenieść Cię do innego wymiaru. Do świata, który fascynuje i pochłania. Ja mam tak za każdym razem, kiedy sięgam po książkę.
Dziwne?
Cóż, w erze tabletów, e-booków, wirtualnego świata, namnażających się produkcji filmowych już nie raz spotkałam się ze zdziwieniem, a w niektórych przypadkach nawet przerażeniem, kiedy rozmówca dowiadywał się o tym, że pełnię spokoju osiągam w momencie, kiedy w ciszy siadam z najprawdziwszą, materialną, papierową książką. Może i jestem dziwna, ale dla mnie e-book to nie to samo. Prawdziwa książka ma w sobie to „coś”. Coś, co mnie uspakaja, daje radość. Może to przez sentyment?
Nie ukrywam, że większa część mojego dzieciństwa naznaczona była przez książki. Sama je czytam, od kiedy tylko nauczyłam się tej jakże ważnej w życiu każdego Ziemianina sztuki. Niegdyś pochłaniałam książki w bardzo szybkim tempie. Najpierw były to przygodówki – jak na ucznia podstawówki przystało. W gimnazjum – fantastyka połączona z romansem. I ten romans już pozostał. Lubię sięgać po różne gatunki, aczkolwiek na tak zwane „odmóżdżenie” romans jest zdecydowanie moim number one.
Niestety po gimnazjum nadszedł dla mnie trudny i bardzo wymagający czas liceum. Mnóstwo nauki nie pozwalało na zbyt wiele. Aż wstyd się przyznać, ale większość pozycji, które przeczytałam w trakcie tego etapu stanowiły wyłącznie lektury szkolne. Naprawdę – ogromnie mi z tego powodu wstyd! Ale czasu nie cofnę.
Jednak jest jeszcze dla mnie nadzieja.
Otóż któregoś dnia poczułam w sobie nagłą potrzebę tego mojego „odmóżdżenia” i zaczęłam grzebać w internetach, poszukując czegoś odpowiedniego na mój „problem”. Po przejrzeniu kilku recenzji przeszłam na stronę jednego z popularnych sklepów internetowych. Tam przeczytałam dostępny za darmo pierwszy rozdział owej książki. I co? Cóż… Tak mnie zainteresowała, że postanowiłam tę książkę zakupić. Pojawił się jednak problem. Albowiem po kilku dodrukach, pozycja ta była niedostępna w żadnej ze znanych mi księgarni. Z pomocą przyszedł mi dopiero serwis aukcyjny, ale ja – jak ten poszukiwacz okazji – stwierdziłam, że czterdzieści złotych plus przesyłka za romansidło to może być zawyżona cena. I tak oto skończyłam z ciężką paczką od kuriera, w której mieściło się siedem książek tej samej autorki – można powiedzieć, że to taka seria, choć nie do końca. Początkowo byłam na siebie zła. Myślałam: Boże, dziewczyno, coś ty zrobiła? Odbiło ci? Kupiłaś całą serię, a nawet nie wiesz, czy ci się to spodoba!  Jednak moje wątpliwości zostały rozwiane niewiarygodnie szybko.
Dzień, w którym otrzymałam paczkę był moim dniem wolnym – było to tuż przed Bożym Narodzeniem. Tak więc po wstępnych porządkach, po godzinie siedemnastej wskoczyłam do łóżka i zaczęłam czytać. I to było…niesamowite. Książka nie tyle mnie wciągnęła, co doszczętnie pochłonęła! Nie istniało nic więcej, tylko ta historia. Nie potrafiłam się oderwać. Z czasem oczy zaczęły mi się zamykać, ale się nie poddawałam. Nie potrafiłam odłożyć książki. To było jak…nałóg? Powieść odłożyłam dopiero wczesnym rankiem – wtedy, kiedy przeczytałam ją całą. Kolejnego dnia znów działo się to samo. Drugą część skończyłam o drugiej nad ranem. Trzeciego dnia była Wigilia. Rano miejsce miały przygotowania, potem kolacja, prezenty, rodzina… Wykończona położyłam się szybko spać. I wiesz co? Poczułam się okropnie. Poczułam się winna, że nawet nie zajrzałam do trzeciej części cyklu. Naprawdę. Z samego rana, gdy tylko się obudziłam, chwyciłam za książkę. Od razu było mi lepiej.
Ktoś może pomyśleć, że jestem wariatką. Ale ja po prostu dawno nie czułam się tak wspaniale! Odnalazłam zagubioną cząstkę siebie. Na nowo odkryłam chęć pochłaniania książek w zatrważającym dla przeciętnego zjadacza chleba tempie! Znajomy mi powiedział, żebym dała sobie spokój i poczekała, aż nakręcą film na podstawie książki – wiem, że już się nie dogadamy. Nie zrozum mnie źle. To nie jest tak, że nie oglądam czy też nie przepadam specjalnie za oglądaniem filmów. Wręcz przeciwnie – uwielbiam dobre, przystępne kino. Po prostu jeśli film został nakręcony na podstawie książki, ja zawsze wybiorę książkę (chyba, że mówimy o lekturze szkolnej – wtedy się poważnie zastanowię). Nie raz i nie dwa oglądałam ekranizacje oraz adaptacje. I zawsze byłam zawiedziona. Bo kiedy czytasz, tworzysz sobie obrazy na swój własny sposób; każdą sytuację odczytujesz na swój sposób. Oglądając potem film, myślisz: Ej, przecież to nie tak powinno wyglądać! A gdzie ta świetna scena? Przecież była najistotniejsza!  I tak oglądasz, kręcąc z rozdrażnieniem głową. Nie pokazali tego tak, jak to sobie wyobrażałeś. A emocje… Emocje nieporównywalnie lepiej są ukazywane w książce, przez pisarza. Papierowy przeżytek vs szklane pudełko 1:0.
Ta radość z czytania znów zagościła w moim życiu. I to nie jest czcze gadanie. Czytanie daje wiele. Nie tylko poszerza horyzonty czy pogłębia wiedzę – to zależy od tego, jaką pozycję wybierzesz. Czytanie daje radość, ukojenie, wyciszenie. Ale przede wszystkim działa niezwykle pobudzająco na wyobraźnię.
Kiedyś ktoś bardzo mądry powiedział, że dom bez książki jest jak plaża bez słońca.
Od tamtej pory nie szczędzę pieniędzy na książki, bo wiem, że to dobra inwestycja. Inwestycja w samą siebie.

Abrazos,
Loba

El inicio

Serdecznie witam na moim blogu.
Będą się tutaj pojawiały teksty poniekąd związane z moim życiem, ale też z różnymi ludzkimi sprawami. Skąd ten pomysł? Sam tytuł jest już wytłumaczeniem. Życie jest fajne. Czasem daje w kość, ale nie wolno skupiać się na złych momentach. Przecież jeszcze wiele razy przewrócimy się i zranimy, przechodząc z jednej strony na drugą. Trzeba wtedy się podnieść i iść dalej. Bo życie zmierza dalej.
            Jeśli chodzi o mnie, czyli o autorkę, to powinno wystarczyć te kilka informacji. Jestem pozytywnie zakręconą brunetką. Nie jedną z wielu, ponieważ uważam, że każdy z nas jest wyjątkowy. Łatwo i chętnie nawiązuję kontakty, ale nie od razu obdarzam bezgranicznym zaufaniem. Kocham piłkę nożną, co zapewne jest jedną z przyczyn moich bardzo dobrych kontaktów z płcią przeciwną. Nie wyobrażam sobie też życia bez dobrej kuchni, muzyki rodem z krajów latynoskich. Krótko mówiąc, uwielbiam wszystko co latynoskie i związane z piłką nożną.
Moje motto życiowe? Jest zbyt wiele pięknych złotych myśli, by wybrać jedną. Staram się jednak iść po moje marzenia, cieszyć się z życia i uśmiechać.
            Jeśli pojawiają się jakieś pytania, zachęcam do kontaktu. I pamiętajcie – la vida és xula!

Abrazos,
Loba